|
Klub Wysokich Forum Klubu Wysokich
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dziadparyski
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wawa.
|
Wysłany: Nie 20:29, 26 Lut 2006 Temat postu: Miejsca egzotyczne. Ille d'Yeu. |
|
|
Jako że pewna Cętkowana Długoszyja, chciała by się dowiedzieć więcej.
Wyspa.
Ille d'Yeu -najpiękniejsza podróż w czasie.
Dotarłem tam wraz z trzema znajomymi Polakami, już pod koniec swojej bezowocnej tułaczki po Francji. Oczywiście wszyscy razem w poszukiwaniu paru groszy. Staszek, najstarszy z nas bo po 50-tce, był mózgiem ekipy i bez niego nie wydarzyła by sie ta historia.
Wyruszyliśmy z Paryża załadowanym po sufit narzędziami samochodem, przysypany bagażami, przez cała drogę pilnowałem aby nie zsunęły sie one na kierowce. Kierowca był francuzem który zorganizował nam miejsca do spania na wyspie i parę zleceń. Smiał się i gadał głośno całą drogę, mimo to wszyscy prócz mnie i Staszka spali. Za oknem śmigały słupy wzdłuż autostrady, z boku Krzysiek chrapał niczym niedźwiedź, powoli zmieniał sie krajobraz, skończyły autostrady i podziwialiśmy wraz ze wschodzącym słońcem piękne Francuskie miasteczka. Ledwo żywi doturlaliśmy się do portu Framentine, gdzie pozostawił nas na wiejącym od oceanu Atlantyckiego wichrze a sam pojechał do żony lub kochanki (cholera wie która z nich była ładniejsza). Poszarpany sweterek podszywany wiatrem, odsłaniał i wydzierał ze mnie koszulę, reszta trzymała co mogła broniąc przed odfrunięciem. Port zaczynał sie na wielkim, pustym asfaltowym parkingu, śmierdziało rybami tak ze człowiek zapomniał o przeszywającym zimnie. Przed nami raził ogromem 200metrowy wiadukt na wyspę Niormoutier, wybudowany dla tutejszego wygodnictwa, jeszcze nie wiedziałem że będę się wpatrywał w ten wiadukt, daleko na horyzoncie, złudnie czekając szczęścia. Na rześkich falach kołysały się dwa promy, nasz nazywał się Insula Oya. Był ogromny jak na tutejszy port, na nim zdezelowane ciezarówki i pokryte rdzą kontenery, skrzypiały w rytm fal rozbijajacych sie o brzeg. Poprzez skomplikowany trap wdrapaliśmy się na pokład, nasze bagaże załadowano w kontener. Chłopaki posnęli na ogrzewanym zamkniętym pokładzie, ja natomiast wyszedłem oddychać, jakbym czuł że tej pięknej wolności będzie dane mi tak niewiele. Paru turystów szykowało swe aparaty, kiedy prom odbił od brzegu w swoja godzinną podróż na wyspę. Wyspę ze snów pod srebrzystym księżycem uszytą.
Cdn.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Girafa
Jej Wysokość Miss Forum 2006
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 2676
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 21:24, 26 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
No nie ma co, umiesz podtrzymaćw napięciu, ale coś mi się wydaje ze najciekawsze dopiero przed nami. Ciekawe jak długo każesz nam jeszcze czekać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dziadparyski
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wawa.
|
Wysłany: Nie 20:09, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Girafa>>raz na tydzien, kiedy mam chwilę wolnego czasu i jestem jako tako wyspany
18 kilometrów. W godzinę i 20 minut. Początkowo prom wyskoczył z portu, przepływając pod przęsłami wiaduktu, rozkołysał wszystko co było przycumowane, a biada temu co by zrobił to nieumiejętnie. Zdawało sie że zaraz osiągniemy drugi brzeg w Porcie Joinville. Nieoczekiwanie delikatny zarys lądu zaczął sie to przybliżać, to oddalać i to z różnej strony. Prom zaczął wielką podróż zygzakiem po oceanie. Powodem tego były rybackie sieci. Pomalowane na czerwono badyle, wetknięte w styropianowe kule, znaczyły istna trasę slalomu gigant, na powierzchni słonej wody. Podróż z portu do portu, zaczyna smakować beztrosko - po wyspiarsku.
Nareszcie, wyspa zaczęła obejmować ocean tłumiąc fale, oczom moim - koledzy oczywiście spali - ukazały się setki drobnych masztów łodzi rybackich, w takim skupieniu jak w wypełnionym wykałaczkami kieliszku. Długi stalowy pomost, o kamiennych wysokich filarach skręcających w gotyckie łuki, przywiódł mi na myśl niemieckie budowle fortyfikacyjne, do kamieni przymocowano liczne stalowe uszy, ale jakoś nie widać było aby ktokolwiek próbował cumować tamże. Chyba ze wzgledu na wysokosc jaka potrzeba by pokonac wspinajac sie na czerwoną od rdzy kładkę, równie skorodowanymi drabinkami. Liczni, jak sie wydawało posiadacze sprzętu pływającego, pospinali sie w pływający szczurzy dywan na spokojnym, bo otoczonym zewsząd falochronami morzu. Nasz ekspresowy jacht, lawirował wśród skorupin, a każda z nich wyglądała jakby sie miała rozpaść na sam widok obarczonego kontenerami olbrzyma, bujały one się pociągając kolejne za sobą w szalonym tańcu masztów, wykonujących kilkumetrowe ruchy. Staszek wyszedł na pokład, przecierając zaspane oczy szczerzył sie do mnie zdrowym białym uśmiechem. Niespotykanym u ludzi w jego wieku. Reszta ekipy również zwlokła się, aczkolwiek niechętnie i szczekając zębami z zimna poczęła przygotowania do zejścia na ląd. Naprzeciw promu. wzdłuż betonowego, wysokiego brzegu biegła asfaltowa ulica, oddzielona od chodników grubaśnym zardzewiałym łańcuchem, przeplecionym przez okrągłe granitowe słupy. Z prawej strony puste lądowisko dla helikopterów, z lewej zanurzone w wodzie do połowy opon dwa samochody, stojące na spadającym delikatnie w dół do morza, wybetonowanym brzegu, zaznaczonym dziesiątkami plecionych lin, trzymających to całe pływające towarzystwo, naprężających sie to opadających z glonowatym mlaśnięciem. Pnący sie nieznacznie w górę ląd znaczyły małe białe domki, z pomalowanymi na rożne kolory drewnianymi okiennicami, zasłonięte w chwili wpłynięcia do portu, przez najwyższe jak sie okazało budowle mieszkalne na wyspie. Trzypiętrowe kamienice, o śnieżnobiałych fasadach, obserwowały widniejący na horyzoncie wiadukt, przypominający swoimi szczerbatymi kolumnami wystająca z wody trupią szczękę. Każda z owych ciasno ustawionych kamienic czyniła schronienie dla knajp, hoteli i sklepów z pamiątkami. Przybyliśmy tam mając rozpoczynający sezon turystyczny grubo za miesiąc. I stojąc jak te kołki wyglądaliśmy dziwacznie wśród niskich wyspiarzy, przyglądający się wyrośniętym ponad normę Polakom, jako zjawisku nader ciekawym. Co przyniosło niebawem hektolitrowe profity, pachnące słodko chmielem. Oczekiwała nas jedna z fur zaparkowanych na parkingu pod Kompanią Portową i machająca do nas dziarska staruszka. Jedna z wielu znajomych Staszka, który w zeszłym roku remontował tu jej dom. Przyjechała po nas, a raczej po nasze bagaże, jej Renault 5 "Five" miał miejsce dla jednego pasażera. Więc wybrany metodą 'na zapałki" Janek. pojechał a w raz z nim na zasypanej piachem podłodze nasze toboły i zadziwiająco ciężka torba Krzyśka. Dźwigaliśmy ja oboje, bo nikt z nas nie był w stanie przesunąć ten tobół samodzielnie choćby metr. A Krzyś uśmiechał sie tylko tajemniczo. Co prawidłowo zinterpretowałem iż rozmowny to jest dopiero po wódce. W poszukiwaniu po drodze do domu pożywienia, idąc gęsiego za Stanisławem czuliśmy sie nieswojo, bo daleko od domu i w naprawdę dziwnym miejscu. A mijały nas tylko rowery.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dziadparyski dnia Nie 23:48, 05 Mar 2006, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Girafa
Jej Wysokość Miss Forum 2006
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 2676
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 22:41, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Super, warto było czekać
Czyta się to jak książkę, aż trudno uwierzyć ze to nie jest książka (może jest?)
Tyle szczegółów...i te sieci rybackie hihihi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dziadparyski
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wawa.
|
Wysłany: Nie 20:50, 12 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dziś tak troszkę z biegu, ale wiedząc o tym że, cały następny tydzień nie będę miał czasu na nic, trzeba kozystac z tego co jest
Krzysiek nie mieści sie na wyspiarskim łóżeczku.
Nasz dom niewiele różnił sie od pozostałych od rozsianych po wyspie siedzib rybackich. Niskie, parterowe domki, malowane gipsową farba wszystkie na biało, kryte szczególnym rodzajem dachówki. Czerwone łuski poukładane jedna na drugiej rzędami które odwrócone dnem w stosunku do siebie, tworzyły fale. Żadna ze ścian nie posiadała rynien, wszystko tak zbudowane jak wieki temu. Drewniane, ciężkie okiennice, zbyt wysokie dla maleńkich okienek głęboko zatopionych, w grubych kamiennych murach, spojonych morskim piaskiem. Niezwykle łatwo wiążącym w sobie wilgoć, która wielkimi płatami grzybów dawała o sobie znać na zewnątrz jak i wewnątrz budynków. Owe białe domy, malowane z roku na rok przez dwie dopływające z lądu na wyspę firmy malarskie, tymi samymi metodami co ojcowie stosowali odróżnia jedynie kształt murów i kolor okiennic. Zamiłowanie do kwiatów objawia sie zewsząd, wśród niezliczonych, cudownych woni, kolorowe, pnące sie z donic, usiane tysiącami drobnych kwiatków powoje, czerwone jak krew róże i zwykłe pelargonie. Kwiaty wypływające na ulice, tworzące dywany na ścianach i soczyście zielona trawa. Spajają otaczający nas światek w zapomniany dawno klimat wioski rybackiej, gdzie ludzie monotonię życia urozmaicali strojąc sie w piórka kwitnącej przyrody. Płoty z rzadka stosowane pochodzą jedynie z okresu, kiedy wyspa nie była pod ochroną. Od strony ulicy, na jedna modłę, odgradzają półmetrowe, białe murki, lub tez nic-dywan z trawy.
Nasza przystanią okazał się niewysoki garaż, z poddaszem uprzednio dostosowanym przez Staszka, na sypialnie dla dzieci gospodarza. Obecnie nie mieszkał tam nikt, drewniane schody i niski sufit poprawiał krążenie w zgarbionym kręgosłupie i przyprawiał niejednego przez ten czas, o guz głowy. Króciutkie łóżeczka poustawiane rzędem świadczące o płodności pana domu, miały nam dawać odpoczynek po ciężkiej pracy. We właściwym domu obok, za wielkim głazem narzutowym i zamieszkałą przez długonogie pająki toaletą, przygotowana w naprędce kuchnia. O dziwo wyposażona we wszystkie luksusy, i wielki stół. Lodówka świeciła pustką. rzuciliśmy sie zatem jak hieny do szafek, znajdując w nich kawę, i parę puszek z gulaszem. Czekał nas powrót do portu na zakupy.
Dwa sklepy, konkurujące ze sobą o szczupłą tej pory roku klientelę, która i tak niezależnie karmiła sie tym co złapała w sieci bądź wygrzebała z piasku na plaży. Szokowały mizernymi półkami z alkoholem, co to uginały sie pod trzema butelkami zakurzonej wódki "Minkova". Prócz produktów nadających sie na ząb, zasialiśmy niemałe szemranie wykupując wszystkie zapasy tego niezwykle mocnego trunku. Troska o klienta dał znać o sobie niebawem, wystarczające ilości "Minkova" pojawiły się w sprzedaży wraz z wieścią o "Rosjanach chyba", przybyłych na wyspę.
Ocean ruszył juz dawno z odpływem. Zapraszająco ciepłe słonce, spokojny wiatr i nieskończoność dali, która w Paryżu to jedynie na widokówkach. Zaproszenia na popas nie trzeba było dwa razy wysyłać. Odpływ pozostawił bez wody na plaży, oparte o siebie burtami małe statki rybackie i parę żaglówek. Przez cała biesiadę, na piasku leżał sobie bezpańsko rower, buty i kapelusz. Beztroska na każdym kroku. Na kilku większych, płaskich głazach, czwórka Polaków, przy wódeczce, zagryzając co nieco, opowiadała o sobie, o swoich żonach, ukochanych stronach i pociechach. Jedynie ja nie miałem sie czym pochwalić. Za to dzielnie słuchałem i nie opuściłem żadnej kolejki. Aż do zapadnięcia mroku, kiedy i ocean przegonił nas, zachłannie połykając ciepłe jeszcze od słońca głazy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SAGITTARIUS
Jego Wysokość I Vicemister Forum 2006
Dołączył: 30 Gru 2005
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Washington DC.
|
Wysłany: Wto 8:08, 14 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dziadku pieknie piszesz , podziwiam za kunszt , wrazliwosc i przepiekny opis detali...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
paula
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Lublin a teraz Wawa
|
Wysłany: Śro 11:29, 12 Kwi 2006 Temat postu: ojej |
|
|
Poeta?
Prozaik?
dziekuje , to bylo piekne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dziadparyski
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wawa.
|
Wysłany: Śro 20:22, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Hej
Przepraszam że się "opuściłem" na parę tygodni. Praca zaślepiła mnie swoim ogromem. Pod koniec tygodnia ( bo w sobotę zawsze mam jakis do pisania dryg sie uzupełnię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dziadparyski
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wawa.
|
Wysłany: Nie 21:29, 16 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Każdego poranka, za wyjątkiem niedziel, dzielna ekipa remontowa zwalała się z łóżeczek dla dzieci, które to zajmowaliśmy na piętrze nad garażem. Kiedy sie budzili w powietrzu jeszcze przez chwile echem odbijało się od umęczonych takim rytmem scian, chrapanie. Jeden z nas w ramach niepisanej umowy zawsze wstawał wczesniej, gotując wodę na kawę i podgrzewając zupę czynioną codziennie przez Krzyśka. Której to zawsze zostawało na śniadanie.
A zupy to Krzyś czynił wręcz boskie. W kuchni domu który z siedziby śmierdzącego małżami rybaka mieliśmy zrobic rezydencję dla bogatych paryżan. Do dyspozycji pozostawił nam pan domu ogromną kuchenkę gazową, gdyż także uwielbiał gotować. No i Krzyś gotował z zapałem, pomijając małe incydenty kiedy to buntował się że więcej nam zupy nie zrobi i kiedy to wszyscy jak jeden mąż wstawali i pomagali mu obierać ziemniaki. Szybko przybyłem na wadze.
Poranki na Ille d'Yeu, opatulały drepczących z nogi na nogę kawoszy pobudzającą do zycia energią, którą niósł wiatrem niekończący się ocean wraz z drobnymi kropelkami wody. Które , w promieniach gorącego- mimo iż wstającego własnie słońca- wirując dookoła nas dawały poczucie boskości. Człowiek w takich chwilach czuł że za jednego dnia potrafiłby zbudować dom.
Dzien dzielił się na trzy etapy, porannej kawy, południowej strawy i wylegiwaniu na słońcu w różnych cześciach wyspy. A po ponownym powrocie do pracy i jej zakończeniu każdy dzień podsumowywalismy na długich drewnianych ławach, przy stole nad którym wisiała zbyt nisko ogromna zabrudzona farbą i osnuta pajęczyną, lampa.
W stodole obok garżu, zgromadzono przez lata kilkanaście zdezelowanych rowerów, starszych od najstarszych mieszkańców wyspy. Wybrałem sobie pordzewiałą "Gazelę", koledzy także przygotowali sobie sprzęt jeżdzący i w południe po posiłku zwiedzaliśmy plaże w poszukiwaniu coraz to wygodniejszych miejsc do leżenia. A Krzyś uczył się pływać. "Krzyś", był chłopem słusznego wzrostu o herkulesowych ramionach, przenosił jako pudełka tekturowe, wielkie i cięzkie kamienie, na ogrodzenie które stawialiśmy wokół posesji. A tak w ogóle to chodził na boso po gwoździach i ostrych kamolach, nawet na rower nie zakładał obuwia.
Moja Gazela niosła mnie zawsze tam gdzie zagubiłem wczorajsze wspomnienia, które zawsze odnajdowałem na krancach poszarpanych zboczy ze strony "Savage" czyli "dzikiej". Znajdując odrobinę ośobności, siadałem na urwisku, gdzie na dole pieniły się fale i kiedy tylko mewy przestałwały nerwowo popiskiwać i bronić swoich gniazd.To w ciszy nie nękanej przez żaden ludzki dźwięk, prócz bicie mojego serca, wtapiałem się z przyrodę, samotność rozrywała dusze i wpuszczała do niej wałęsające się duchy nieszczęśników. Których podczas wielokrotnych najazdów na tą wyspę, strącano w dół na wyrzeźbione wiatrem i morzem zabójczo ostre szpikulce skał. W oddali majaczyły zarysy Starego Zamku, coraz to ciemniej, gdy za moimi plecami zachodziło słońce. Jak już zmarzłem to wracałem na kulawym rowerze, przecinając roje muszek, w zupełnych ciemnościach mając nad sobą niebo gwiaździste.
A w domu przy stole...Staszek był zapalonym podróznikiem, jego opowiesci skupiały na sobie całą naszą wieczorną uwagę, kiedy to bez telewizora i radia słuchaliśmy w napięciu, ryczeliśmy ze smiechem i stukaliśmy się szklanicami z Minkovą.[/img]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|